WAŻNE UWAGI

Czyli o formaliźmie, centralizacji i biurokracji
w harcerstwie

Niegdyś, czyli w dawnych, dobrych czasach harcerze w zastępie, a nawet w drużynie, uzgadniali z rodzicami swój wyjazd na wyprawę (wędrówkę), biwak lub obóz, pakowali plecaki i…
wyruszali w świat.

Zastępowy wyprawę swojego zastępu meldował drużynowemu lub organizował ją na polecenie drużynowego w ramach akcji drużyny lub samodzielnie przez zastęp. Drużynowy odpowiedni meldunek składał hufcowemu, hufcowy zaś komendantowi chorągwi, który okresowe sprawozdania przekazywał naczelnikowi Głównej Kwatery.

Naczelnik osobiście lub przez swoich wizytatorów nadzorował i oceniał pracę komendanta chorągwi, który czynił to samo w stosunku do hufcowych. Hufcowy, w poczuciu dobrze pełnionej funkcji wizytował zbiórki (przedsięwzięcia) drużyn, a w ramach tego – również wybranych zastępów.

Dla harcerzy przeżyciem była wizytacja przełożonego. Wrażenie robił jego srebrny, złoty lub skórzany sznur funkcyjny

Czy był to formalizm? Czy była to centralizacja i biurokracja? NIE! To był system, w którym struktura, hierarchia, droga służbowa i etykieta stanowiły spójną całość, pozwalając harcerzowi głęboko przeżywać specyfikę gry w podjętej harcerskiej przygodzie.

A kiedy mamy do czynienia z formalizmem, centralizacja i biurokracją?

Gdy autentyzm i spontaniczność harcerskiego działania w zastępie i w drużynie podporządkujemy bezdusznym normom, tworzonym przez państwową biurokrację dla uporządkowania profesjonalnej machiny usług (w tym „wychowawczych”, rekreacyjnych, turystycznych itp) i bezkrytycznie przyjmowanym przez organizację harcerską, która zamiast chronić swoje jednostki przed tym reżimem sama im je narzuca. Najbardziej jest to widoczne i najboleśniej odczuwane w sferze aktywności w terenie: na wycieczkach, biwakach, rajdach, obozach pod namiotami, obozach wędrownych, zimowiskach itp.

Przyjrzyjmy się wybranym przykładom.

Specyfiką obozów harcerskich, w przeciwieństwie do profesionanych kolonii wakacyjnych dla dzieci, była zasada, że harcerze sami przygotowują sobie posiłki, bez żadnych „pań kucharek” i bez, zupełnie absurdalnego w warunkach obozu harcerskiego, nadzoru ze strony inspekcji sanitarnych, traktujących obóz jak profesjonalną instytucję żywienia zbiorowego. Zanik obozów organizowanych dla siebie przez drużyny harcerskie i zastą-pienie ich wielkimi zgrupowaniami na 100, 200 czy nawet więcej uczestników, często rekrutowanych indywidualnie z różnych drużyn lub nawet spoza organizacji, zamienił obozy w takie właśnie profesjonalne instytucje podporządkowane nadzorowi zarówno inspekcji sanitarnej jak i władz oświatowych. Co gorsza: same instancje harcerskie (główne kwatery, komendy chorągwi) z własnej woli zaciągają takie zobowiązania i narzucają je tym nielicznym drużynom, które własne obozy organizują, zabijając ich spontaniczny, młodzieńczy charakter.

Rozpowszechnił się ostatnio (to znaczy w ciągu ostatnich 60 lat na 110 lat dziejów harcerstwa, w tym 6 lat wojennych) fatalny zwyczaj organizowania wielkich w efekcie pseudo harcerskich kolonii pod namiotami, a nie rasowych harcerskich obozów drużyny.

Czy można inaczej?

cdn.