Zaproszenie chłopców na zajęcia polowe, na biwak, obozy i wędrówki wiązało się z koniecznością nauczenia ich podstawowych umiejętność niezbędnych w terenie. Trzeba było więc opanować umiejętność orientacji w terenie, wyznaczenia i utrzymania w marszu właściwego kierunku, korzystania z mapy, biwakowania (pod płachtą biwakową lub pod namiotem), rozniecania ognia i przygotowania ciepłego posiłku. Potrzebna okazała się znajomość drzew, roślin jadalnych i trujących, rozpoznawanie ważniejszych zwierząt i ich tropów, umiejętność budowania z żerdek potrzebnego urządzenia obozo-wego, udzielenia pierwszej pomocy, przekazywania wiadomości sygnalizacją wzrokową lub przez radio. Należało opanować wytrwałe maszerowanie, bieganie, wspinanie się i pływanie, rzuty do celu i na odległość, wreszcie tropienie, śledzenie, urządzenie zasadzki lub jej uniknięcie, zdobycie bazy (obozu) przeciwnika. To te umiejętności (sprawności) „zaimportował” BP z wojska do skautingu, wypracowując jego specyfikę.
W czasach dominacji kształcenia gimnazjalnego preferującego przedmioty ogólnokształcące, przy niedostatku świetlic i klubów, dla „paniczyków” z elitarnych szkół potrzebne okazały się także umiejętności rzemieślnicze: ciesielskie, stolarskie, szewskie i krawieckie. Idąc za ciosem skautmistrzowie, a w Polsce wkrótce harcmistrzowie zaczęli się troszczyć o szeroko pojętą edukacje kulturalną harcerzy inspirując ich zainteresowa-nia muzyką, śpiewem, plastyką, fotografią, teatrem amatorskim itp. Wkrótce przyrodnicy dołączyli do tego zainteresowanie roślinami i zwierzętami inspirując sprawności z zakresu uprawy roślin i hodowli zwierząt (raczej „zwierzątek” typu króliki, kanarki itp.).
I tak oto pierwotna idea sprawności polowych wymknęła się spod kontroli zmieniając się w program „sprawności fachowych”, ze szkodą – siłą rzeczy – dla pierwotnej koncepcji. Harcerstwo uległo swoistej „pedagogizacji”, a może raczej „scholaryzacji”. Różni niedoj-rzali harcowo „instruktorzy”, w właściwie pedagodzy w szerokim znaczeniu tego słowa, zaczęli przebierać „dzieci” w „mundurki” (w „mundurkach to się ziemniaki gotuje„), by uczyć je śpiewać, tańczyć, klaskać, recytować, by potem „dekorować” nimi różne miejscowe imprezy i honorować przybywających gości. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że z baden-powell’owską ideą skautowego, a w Polsce harcerskiego czyli polowego wychowania nie miało to nic wspólnego.
Co gorsza dla harcerstwa w ostatnich dziesięcioleciach, zwłaszcza od połowu wieku XX harcerstwo zaczęło tracić obszary, raczej dziedziny, swojej specyfiki. Oto kiedyś by przespać się pod namiotem (byle płachtą namiotową), by posiedzieć przy ognisku, by pomaszerować z mapą i kompasem, by wyruszyć na wędrówkę lub spływ kajakowy, wreszcie by paradować w mundurze, trzeba było, albo najlepiej było, zostać harcerzem. Dziś wszystkie te specyficzne aktywności można uprawiać albo na jakichś komercyjnych (a więc dobrze wyposażonych) imprezach albo wręcz samemu lub z najbliższymi kumplami. Poza tym różni aktywiści i „misjonarze” pacyfizmu dokładają starać, by maksymalnie harcerstwo „odharcerzyć” zamieniając drużyny w „gromady przyjaciół”, powtulanych w siebie przy jakimś ognisku i smętnych pieniach przy gitarze. W takiej atmosferze harcowe wyszkolenie i rzetelnie opanowane harcowe, czyli polowe, sprawności „diabli wzięli”.
Jak temu zaradzić? Wrócić do pierwotnej koncepcji: wychowanie chłopca w zespole zastępu na łonie przyrody, tak by dać mu szansę stania się mężczyzną. A tę harcerską formację oprzeć o przygodę i rzetelne wyszkolenie w zakresie harcowych (to troszkę co innego niż „harcerskich”) sprawności polowych. Da się je łatwo zliczyć. Są to:
- MUSZTRA (sprawność nazwijmy „Mistrz musztry” );
- ATLETYKA TERENOWA (sprawność nazwijmy po prostu „Sprawny” );
- TERENOZNAWSTWO (sprawność nazwijmy właśnie „Terenoznawca” lub „Topograf” );
- STRZELECTWO (sprawność nazwijmy „Strzelec” );
- ŁĄCZNOŚĆ (sprawność nazwijmy „Radiotlefonista” )
- SYGNALIZACJA (sprawność nazwijmy „Sygnalista” )
- PIONIERKA (sprawność nazwijmy właśnie „Pionier” lub „Saper” – chociaż to nie dokładnie to samo);
- SURVIVAL (sprawność nazwijmy po dawnemu – „Traper„, chociaż to też nie to samo);
- SAMOOBRONA (sprawność nazwijmy „Adept samoobrony” lub „Wojownik” );
- RATOWNICTWO harcerska SAMARYTANKA (sprawność „Ratownik” )
- TAKTYKA (sprawność nazwijmy „Cichociemny” – przez sacunek dla działań nieregularnych i polskich „Cichociemnych” z okresu II wojny światowej).
Tych 11 technik harcowych i związanych z nimi sprawności obejmuje pełne polowe wyszkolenia harcerza-kadeta. Zakres sprawności prezentujemy w Dziale „PROGRAM” w rozdziale „HARCE”.
Harcerze w HKK nie zdobywają „sobie” interesujących ich sprawności (na przykład „hodowcy kanarków”) lecz na każdy kolejny stopień opanowują konkretne umiejętności każdej z w/w sprawności.
Wszystkie 11 sprawności traktowane są jako jedna Ogólna Sprawność Polowa, której zakres harcerz-kadet opanowuje w etapach na kolejne stopnie.
Harcerze w HKK mogą oczywiście, a nawet powinni, fotografować, filmować, śpiewać, tańczyć, grać na instrumencie, malować, coś kolekcjonować itp. Są to jednak indywidualne hobbystyczne aktywności każdego z chłopców a nie elementy harcerskiego wyszkolenia.
NIEKONSEKWENCJE W METODYCE SPRAWNOŚCI
W licznych środowiskach (drużynach) można zauważyć swoistą rytualizację w metodyce sprawności. Polega ona na tym, że przyznanie (nadanie) sprawności jest ważniejsze od rzeczywistych umiejętności, a zwłaszcza praktycznego ich zastosowania (wykorzystania). Przyjrzyjmy się pokrótce niektórym przykładom:
Na „biegu harcerskim na stopnień” harcerz otrzymuje do odczytania dłuższy list napisany alfabetem Morse’a. Po co? Bo w świadomości drużynowego funkcjonuje rytuał posługiwania się przez harcerzy tym alfabetem. Drużynowy pewnie nie wie, że alfabet ten był wymyślony dla potrzeb telegrafii, że można go użyć przy pomocy światła (latarki) lub dźwięku (gwizdka), niekiedy (dla zabawy) można krótką wiadomość (hasło) przekazać węzełkami na cienkiej lince-szpagacie (takie harcerskie „kipu”), ale nonsensem jest pisanie „morsem” listów na kartce papieru. Nawiązując do epopei żołnierzy konspiracji z czasów okupacji i żołnierzy niezłomnych z lat komunizmu można nauczyć harcerzy posługiwania się alfabetem Morse’a „stukanym” w kaloryfery (kropka – jedno uderzenie, kreska – dwa uderzenia) – niech, wczuwając się w tamten czas, spróbują nadać i odebrać wiadomość przesyłaną między pomieszczeniami „więzienia” (np. szkoły). To jednak wymaga dłuższego treningu. Takie zastosowanie alfabetu Morse’a (światłem latarki, gwizdkiem, stukaniem) może być wymogiem sprawności „SYGNALISTY” (obok praktycznej umiejętności posługiwania się alfabetem „semafora” lub tzw. „palcówką”).
Na „biegu harcerskim na stopień” harcerz otrzymuje polecenia zawiązania jakiegoś węzła. Po co? Bo w świadomości drużynowego funkcjonuje rytuał „wiązania węzłów przez harcerzy”. Nie ważne do czego i jak te węzły się stosuje. A wystarczy na kolejnych punktach polecić harcerzowi praktyczne zastosowanie kilku węzłów. Na przykład: zastąpienia sztykiem ściągacza linki namiotowej, pokonanie skarpy przy pomocy węzła więziennego (w którym pętla zostanie wykonana tzw. ósemką) i tzw. „klucza” (z autoasekuracją „prusikiem”), przeprawienie się przez niezbyt szeroką rzekę z zastosowanie asekuracji linką i węzłem ratowniczym, wykonie ogrodzenia linką wiązaną do palików wyblinkami itp.
Harcerz na „biegu harcerskim na stopień” otrzymuje polecenie zmierzenia azymutu do drzewa rosnącego kilkanaście metrów dalej. Po co? Bo w świadomości drużynowego funkcjonuje rytuał „pomiaru azymutu przez harcerzy”. A wystarczyłoby wręczyć harcerzowi mapę z informacją, że do następnego punktu zaznaczonego na mapie ma dotrzeć idąc na zmierzony przez siebie na mapie azymut, lub że następny punkt znajduje się od jego obecnego miejsca stania na azymucie …. stopni, w odległości …. m. Wystar-czy to miejsce odnaleźć na mapie i samodzielnie tam dotrzeć. Można też polecić harcerzowi oznaczenie własnego miejsca stanie w stosunku do dwóch widocznych w terenie i wyraźnie zaznaczonych na mapie obiektów (tzw. „wcięcie wstecz”) lub z dwóch kolejnych miejsc własnego postoju wyznaczyć położenie na mapie obiektu wskazanego w terenie (tzw, „wcięcie w przód”).
Typowym przykładem uchybień instruktorskich bywa wręczanie harcerzom „mapy” drukowanej „byle jak” z „Googli” (które się do tego celu zupełnie nie nadają), zamiast umiejętnie skopiować i wyskalować w odpowiedniej dla danego zadania skali mapę topograficzną z „Geoportalu”.
Takich niekonsekwencji wynikających z rytualnego traktowania harcowych umiejętności można spotkać wiele w każdej niemal dziedzinie harcowego nie tyle wyszkolenia (bo często harcerze nie są szkoleni w tych dziedzinach) co raczej działania, bo „harcerze…” (tak właśnie postępują – czyli powinni to umieć: chyba na zasadzie „natchnienia” lub „oświecenia”).