Wyprawy

Dość szybko najstarsi skauci uzyskali miano „rover-scouts”, a w Polosce – „wędrownicy”. Początkowo była to propozycja dla skautów w wieku od 18 do 25 (i więcej) lat. W ciągu ostatnich kilkunastu lat „odkryto” że wędrówka może być i powinna być fascynacją młodych ludzi już 16-letnich. Ale niby dlaczego dopiero 16-letnich?

Wędrowałem z moimi harcerzami w lecie i w zimie, taszcząc ze sobą cały bagaż (własny ekwipunek, sprzęt i prowiant), sypiając pod „byle czym” i „byle gdzie” – a moi „wędrownicy” mieli po 13-14 lat. Oczywiście, zgodnie z postulatem „starszych braci” w grupie naszej byli i wędrownicy (wędrowcy) w wieku wędrowniczym – a wiec ci co mieli już po 16 i więcej ukończonych wiosen. Ci, siłą rzeczy, stanowili trzon naszej wyprawowej gromady. P

Poniżej linki do Galerii – przykłady naszych wypraw sprzed lat.

Po obejrzeniu zaproponowanych foto relacji z tych wypraw wróć tu klikając strzałkę w lewo w górnym menu ekranu.

Zobacz stronę

Minęły lata. Świat się zmienił, zmieniły się potrzeby ludzi – w tym szczególnie potrzeby młodych. Jakże odmienne stały się od fascynacji ich dziadków, a nawet jeszcze rodziców – tych obecnie czterdziesto- pięćdziesięciolatków. W sferze turystyki dostępne i modne stały się wyjazdy rodzinne do Italii, Chorwacji, Grecji, Turcji, Egiptu, a w drugą stronę, na zachód – Hiszpania, wyspy Morza Śródziemnego i Atlantyku- zwłaszcza Wyspy Kanaryjskie. Modna stała się Afryka, zwłaszcza środkowo-wschodnia, oraz Azja południowo-wschodnia. Ale to wyprawy przeważnie „hotelowe” „all inclusiv”. Polska stała się dla Polaków „odleglejsza”. Jeszcze modne pozostają Wybrzeże Bałtyku, Jeziora Mazurskie, a na południu zwłaszcza Tatry, w których na Giewont trzeba stać w kolejce, a nad Morskie Oko można dotrzeć już nie góralską bryczką a specjalnym busem. Oczywiście ludzie chodzą po Polce, chodzą po górach od Bieszczadów po Sudety, chodzą po Jurze i po Górach Świętokrzyskich, liczniej pojawili się na Roztoczu. Ludzie chodzą. A harcerze?

Harcerze też chodzą, ale nieliczni – ci starsi. Wędruje ich nieproporcjonalnie mało w stosunku do liczebności organizacji. Drużyny, w przeważającej części dziecięce, nie wyruszają na wyprawy i obozy wędrowne. Harcerska „dzieciarnia” wywożona jest na horrendalne, często znacznie ponad stuosobowe „obozy” z pełną profesjonalną obsługą w postaci pań kucharek, panów intendentów, księgowych, pielęgniarek i licho wie kogo jeszcze, zwłaszcza zaś „pań-druhen” i „panów-druhów”. Takie „obozo-kolonie” to nie turystyka, chociaż ich harcerscy, a często „harcerscy” czyli niby-harcerscy organizatorzy organizują je daleko od miejsca zamieszkania harcerzy: np. z Lublina nad morze lub na Mazury. I to na obozy stałe, a nie na żeglarskie. Po co? Sprawdziłem kiedyś kilkanaście napotkanych obozów: ich uczestnicy w czasie harcerskich zajęć spenetrowali teren w promieniu maksimum 3 km. od obozowiska – najczęściej na trasie do sklepu w pobliskim miasteczku. To nie harcerskie obozy a kolonie, tyle, że o niższym standardzie. Wracają dzieciaki z takiej „kolonii” po 1000 zł za 20 dni i są niemal natychmiast wysyłane przez rodziców na „prawdziwe” komercyjne kolonie – takie po 3000 zł za 10 dni!

A w ciągu roku szkolnego harcerze nie wędrują niemal w ogóle. Za to „odbywają” zbiórki – takie po 2 godz. tygodniowo, najczęściej „o niczym”, bo wyszkolenie w zakresie technik harcowych „leży” (pomijam tu uroczystości „ku czci”, które mają rozgrzeszyć kadrę z „wychowania patriotycznego”).

Czy można jakoś zaradzić na tę minorową ocenę harcerskiej rzeczywistości. MOŻNA!
Ale trzeba to zrobić REWOLUCYJNIE!

To znaczy jak?

Po pierwsze trzeba zerwać ze stereotypami.

Stereotyp 1.: podział na harcerzy młodszych i starszych.

Takim stereotypem o ewidentnie szkolnej proweniencji jest podział na odrębne drużyny harcerzy młodszych, takich w wieku 12-15 lat, czyli z poziomu 3-4 ostatnich klas szkół podstawowych oraz odrębne drużyny harcerzy starszych (wędrowników), którzy powinni być w wieku 16-19 lat, a najczęściej, z uwagi na wiek uczniów pierwszych klas szkół ponadpodstawowych są w wieku 15-17 lat (starsi w znacznej mierze się wykruszają, szukając „dojrzalszych” doznań. Przezwyciężenie tego stereotypu powinno polegać na zintegrowaniu harcerzy w różnym wieku, tak by przygodą i powinnością starszych stało się nie tylko „odkrywanie świata” i własnych możiwości ale też przewodzenie młodszym: nie niańczenie młodszych, nie ich „dopieszczanie”, ale prowadzenie młodszych harcerzy przez ich starszych druhów w świat fascynującej przygody. Przygodę, a właściwie przygody, które starsi organizują dla siebie – bo ich samych one fascynują, a przy okazji zaproszą na tę swoją przygodę młodszych, by ich wprowadzić w świat wartości, które sami prezentują. Odsyłam w tym miejscu do rozdziału „Starsi bracia” w dziale „Metoda” niniejszego opracowania.

Stereotyp 2.: Zbiórki harcerskie

Kolejnym stereotypem, już wręcz zabobonem, są „zbiórki harcerskie”. TAK! Drodzy Harcerze: tzw. „zbiórki harcerskie” to dziś już anachronizm! Jeszcze kilka miesięcy temu sam tak nie myślałem. Ale świat się zmienia, a ja patrze na te zmiany i dociekam ich istoty – i konstatuję to co powyżej napisałem.

Więc co w zamian?

Co zamiast tradycyjnych „zbiórek”?

Otóż właśnie wydarzenia – przedsięwzięcia zastępu, a wśród nich szczególnie:

WYPRAWY

Dokąd?

Dokądkolwiek!

Nawet wokół najbliższego lasu (o ile to nie jest tylko zagajnik). Może przez nieco dalszy las – nawet z nocowaniem na leśnym biwaku (warunki nocowania należy sprawdzić w Nadleśnictwie). Może do jakiegoś zabytkowego miejsca (propozycje można uzyskać w biurach i punktach informacji turystycznej Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego). Szlaki turystyczne PTTK winny być szczególnie cenione w zastępie – zwłaszcza te w najbliższej okolicy, często przez „miejscowych” (czyli „tubylców”) nieznane.

W pewnym środowisku modne były „rajdy promieniste” – raz na północ od centrum własnej miejscowości, później na wschód, potem na południe, wreszcie na zachód. A gdy ten repertuar się skończył (po 4 miesiącach) to na północy wschód, na południowy-wschód itd.

W innym środowisku podjęto cykl „WYPRAW WOKÓŁ…” własnej miejscowości. Najpierw w odległości średnio 10 km. od centrum – to rajd o długości raptem ok. 60 km (trzy rajdy po 20 km.). Później w średniej odległości ok. 30 km. od centrum – to już ok. 180-200 km. trasy do przebycia w kilku kolejnych wyprawach. Najgorzej w tym projekcie mają Warszawiacy, i mieszkańcy aglomeracji śląskiej, a także pozostałych dużych ośrodków miejskich, bo jeśli chcą ominąć podmiejskie tereny z ich licznymi przedsiębiorstwami i halami magazynowymi muszą od razu zacząć od dłuższych tras bardziej odległych od centrum.

Kiedy?

Kiedykolwiek!

Wędrować można zawsze: przez cały rok. W lecie i w zimie, wiosną i jesienią, w dni słoneczne i pochmurne, a nawet deszczowe lub w padającym śniegu. Szanujący się zastęp powinien wyruszyć na wyprawę przynajmniej raz w miesiącu. Kiedyś, dawno temu, lubelscy harcerze pod wodzą śp. dh. Leszka Pagi (członka prezentowanej w Galerii lubelskiej Drużyny Środowiskowej im. Andrzeja Małkowskiego) organizowali sobie słynne wówczas „łażenie po błocie”. Przejście kilku kilometrów w deszczu, niekiedy ulewnym, to jednak nie to samo co nawet kilkakrotnie dłuższy spacerek w pogodny i ciepły dzień. W deszczu trzeba wykazać się hartem ducha (i wytrzymałością butów). Podobnie na mrozie: brrr!

Jak albo czym?

Jakkolwiek albo czymkolwiek!

Najłatwiej i bardzo chwalebnie wyruszać na wyprawy piesze. Piesza wędrówka to najbardziej tradycyjna forma harcerskich wypraw turystycznych. Na miejsce stary trzeba najczęściej dojechać pociągiem lub autobusem, a potem ju z „per pedes” aż do miejsca końcowego, skąd powrót znowu jakimś środkiem transportu.

Niemal na pewno łatwo będzie organizować wyprawy rowerowe. Rowery ma niemal każdy, chociaż może być potrzeba pomocy któremuś z chłopców w zdobyciu roweru. To już zadanie dla d-cy drużyny i jej kuratora – może ktoś z druhów mógłby mu, za zgodą rodziców, rower pożyczyć. Trzeba zadbać o stan techniczny rowerów, by jakiś defekt nie popsuł imprezy. Oczywiście, na trasie (jak na froncie) trzeba mieś zawsze plan alarmowy – co zrobić, gdy rower się popsuje tak, że nie da się go doraźnie naprawić? Kolejnym poważnym problemem jest bezpieczeństwo. Lokalne ścieżki rowerowe nie wystarczą dla realizacji większych wypraw. Wyprawy turystyczne to jazda głównie podrzędnymi lub wręcz polnymi i leśnymi. Czasem trzeba badzie jednak zmierzyć się z odcinkiem lokalnej szosy.

Stosunkowo łatwo jest zorganizować spływ kajakowy. Wypożyczalnie kajaków są na wielu odcinkach rzek nadających się do spływu. Bardziej szlachetnie i „bojowo” wygląda spływ pontonami. Popularny ponton Fishunter 360 firmy Sevilor jest w zasięgu większości zastępów: to cena ok. 1500 zł dla 4-5 chłopców (wyporność ok. 400 kg) lub 3-4 dorosłych – to po ok. 300 zł od harcerza, a – przy ostrożnym używaniu – zakupiony ponton może służyć kilka lat na dowolnych akwenach. Spakowany jest łatwy w transporcie – nawet pociągiem lub autobusem. Ostatecznie cena za dzień spływu może wynieść zaledwie kilka zł. od osoby. Warto w tę przygodę zainwestować – to zadanie dla środowiska rodzicielskiego lub patrona drużyny.

Kolejną techniką wyprawową wartą wypromowania są wyprawy narciarskie na nartach backountry (nie mylić ze sprtowymi nartami biegowymi), w górach najlepiej na wiązaniach w systemie Rottefella X-Plore. Narty tego typu nie są drogie – można je nabyć już za kilkaset złotych. Największy problem stanowią buty – te kosztują od kilkuset do ponad 1000 zł. Na kilkudniowym lub tygodniowym wyjeździe można skorzystać z działających już w Polsce wypożyczalni nart BC (backcountry) – cena to ok. 100 zł dziennie lub ok. 500 zł za tydzień. Narty tego typu przeznaczone są do wypraw w terenie, poza stokami narciarskimi, a więc do łażenia (w tym podejść), biegu i zjazdów na otwartych i nieprzygotowanych stokach. Na pierwszym turnusie początkujący powinni skorzystać z pomocy instruktora, który pomoże opanować te specyficzna technikę narciarstwa (zresztą najstarszą, chociaż wówczas nie miała ona dzisiejszej nazwy i konkurencji w postaci sportowych nart biegowych, a zwłaszcza współczesnych nart zjazdowych, wymagających jednak specjalnie przygotowanych stoków i wyciągów lub kolejek linowych).

A można „wędrować” konno? Oczywiście można, jeśli zastęp ma taką możliwość. Są stadniny, które odpowiednio przygotowanym uczestnikom wynajmą kanie do dalszych całodniowych przejażdżek (z instruktorem-opiekunem, bardziej koni nić harcerzy) – atrakcyjnych, nawet jeśli trzeba by było wracać na noc do stadniny.

A gdzie się przespać?

Gdziekolwiek!

Podstawową formą nocowania na dwudniowych lub kilkudniowych wyprawach są biwaki: w lekkich namiotach lub pod znacznie lżejszymi „tarpami”, które jednak trzeba nauczyć się rozbijać, by ochroniły przed nagłym, zacinającym z boku deszczem. Od kiedy wymyślono karimaty nie trzeba już budować sobie posłania z mchów, jedliny, liści itp. Można korzystać też z łatwo dostępnych hamaków – to szczególnie przyjemna forma biwakowania. W pogodne noce świetnie śpi się „pod gwiazdami”. Wyprawy wiosenne i jesienne wymagają nieco innego sprzętu – lekkie namioty sprawdzają się w dalszym ciągu. Dobrze sprawdzają się też stare wojskowe pałatki – to tzw. peleryny-namioty. By zrobić dwuosobowy namiot trzeba na jednym maszcie (lub po prostu na kiju) rozbić dwie spięte bokami pałatki. Są jednak stosunkowo ciężkie. Potrzebne stają się cieplejsze śpiwory. Komfort spania dadzą lekkie materace pneumatyczne („dmuchane”). Nocowanie zimowe to szczególna sztuka. Można skorzystać z agroturystyki lub schronisk turystycznych, a nawet gościny u przygodnych gospodarzy (zdarzało mi się to wielokrotnie). Szczególnej wprawy (i trochę odwagi nowicjuszy) wymagają zimowe biwaki pod namiotami lub nawet, jeśli śniegu jest dosyć, w śnieżnych jamach. Szansa na zbudowanie igloo w polskich warunkach jest niewielka, a roboty przy tym dużo – jeśli okazałoby się to możliwe, to raczej na kilkudniowym („kilkunocowym”) biwaku. Czasem udaje się wykorzystać napotkany przy górskim szlaku szałas pasterski, nieczynny o tej porze roku. Walorem szałasu jest specjalne miejsce na watrę, czyli ognisko, nad którym można nie tylko się ogrzać ale też zawiesić kociołek. Szczególnie ważne są zimą śpiwory. Można dostać wojskowe śpiwory całoroczne złożone z dwóch części. W lecie korzystamy z części letniej, jesienią i wiosną z cieplejszej części jesienno-wiosennej, a zimą łączymy obie części uzyskując śpiwór zimowy. Ochronę termiczną od śnieżnego lub zmarzniętego podłoża poprawia wspomniane wyżej lekkie materace pneumatyczne wykorzystywane łącznie z karimatą. Trzeba wreszcie wspomnieć o hostelach (to w dużych miastach) lub schroniskach młodzieżowych (PTSM) – stałych (całorocznych), a w czasie wakacji również sezonowych – najczęściej w szkołach przy szlakach turystycznych.

Więcej informacji i porad o bytowaniu na szlaku znaleźć w Internecie.

Z kim wędrować?

Z kimkolwiek!

Na koniec jeszcze pytanie zasadnicze: czy na takie wyprawy letnie, wiosenne lub jesienne, a nawet zimowe zespół kilku starszych harcerzy-wędrowników możne zabrać młodszych druhów. OCZYWIŚCIE MOŻE! Dowodem załączone zdjęcia z wypraw, w których uczestniczyli chłopcy 13-14 letni (z siódmej klasy szk. podstawowej) – oczywiście w asyście starszych druhów: znowu zasada „starszych braci” niezbędnych w poważnym harcowaniu.