Inspiracje
Pod koniec XIX w. Kościół Anglikański, dostrzegając społeczne niedostosowanie zrodzone z materialnego i moralnego zaniedbanie chłopców w wielkoprzemysłowych miastach brytyjskich, poparł inicjatywę stworzenia organizacji, która podjęłaby się pracy nad osobistą i społeczną-obywatelską formacją chłopców. Tak oto Brygady Chłopięce, stworzone dla realizacji tego zadania, stał się odpowiedzią na dostrzeżone potrzeby.
W ćwierć wieku później gen. Robert Baden-Powell, stwierdziwszy fascynacje młodych jego wojskowym podręcznikiem „Aids to scouting”, dostrzegł w tym szansę nie tylko odpowiedzi na chłopięcą potrzebę przygody, ale również wykorzystania tej naturalnej potrzeby młodych dla ich pełnej osobistej i społecznej formacji.
Dla Niepodległej
U progu drugiej dekady XX w. liderzy czynu niepodległościowego na ziemiach polskich,
w spodziewanym konflikcie mocarstw rozbiorowych, dostrzegli w brytyjskim skautingu instrument formacji w skautowych szeregach przyszłych żołnierzy Niepodległej. To dla nich sędziwy Władysław Bełza napisał „Marsz skautów” – dedykował go lwowskim skautom jako propozycję ich hymnu:
„Święta miłości kochanej ojczyzny“,
Oto w twą służbę wchodzi hufiec nasz!
Od lat najmłodszych do późnej siwizny,
Pragnie przy tobie czujną trzymać straż!
Równajmy krok, wytężmy wzrok,
Czy gdzie się podstęp nie kryje?
Uderzmy w ton, silny jak dzwon:
Polska niech żyje! niech żyje!
My łez nie ronim nad twoją mogiłą,
Bo nie wierzymy żeś złożona w grób!
W nas życie młode tętni całą siłą,
żyć dla cię chcemy, — nie konać u stóp!
Równajmy krok…
Pragniemy spajać nadziei ogniwa,
Że nam zwycięstwo da nabyty hart;
Że i ty z nami żyć będziesz szczęśliwa,
I każdy syn twój będzie ciebie wart!
Równajmy krok…
Będziem iść karnie pomimo przeszkody,
Będziem z zapałem walczyć o twój byt;
Aby w nagrodę, kiedyś, z piersi młodej,
Okrzyknąć twego odrodzenia świt!
Równajmy krok,
Zanim pieśń Władysława Bełzy zyskała popularność dostateczną, by stać się hymnem skautów wybuchła wojna światowa, a potem Polska odzyskała niepodległość. Cel został osiągnięty.
Lata dwudzieste
W odrodzonej Polsce, polski skauting, zwany już oficjalnie harcerstwem, stracił na krótko wizje swojej misji: przecież cel zasadniczy – odzyskanie niepodległości – został już osiągnięty.
Wkrótce jednak instruktorzy harcerscy, związani głównie z nurtem narodowo-katolickim, jako szczególny cel swej pracy postawili sobie troskę o wychowanie dla Polski odrodzonej Polaka – człowieka szlachetnego: „… Nam trud nie straszny, ani znój, bo myśmy złu wydali bój i z nim do walki wciąż nas gna, harcerska dola radosna…”. Przejęci swą misją instruktorzy harcerscy (za instruktorkami lwowskimi) ślubowali, nieco patetycznie:
Iż będziem trwać po życia skon
U świętej sprawy złotych bron,
Iż pojmiem ducha prawd więcierze,
Młodością silni, ufni w wierze,
Ślubujem dziś.
Iż nas nie złamie życia trud
Mirażem snów, pogonią złud,
Iż będziem przyrzeczeniu wierni,
My w archanielską moc pancerni
Ślubujem dziś.
Poniesiem sztandar w złoty świt
Z wichrowym chrzęstem orlich kit
I krzesać będziem polską dolę
na twardym młodych dusz cokole,
Ślubujem dziś.
sł. M. Winowska
Lata trzydzieste
W latach trzydziestych odrodzone Państwo postawiło przed harcerstwem nowy cel: włączono Związek w szeroki nurt pracy państwowej – wychowania dla państwa. W tym harcerstwo najbardziej zbliżyło się do swojego brytyjskiego skautowego pierwowzoru: angielscy skauci nie musieli przecież przygotowywać się do walki o niepodległość – ich powinnością było natomiast jak najlepiej przygotować się do do swoich przyszłych ról w Imperium: jako urzędnicy, prawnicy, oficerowie i żołnierze, nauczyciele oraz obywatele wszelkich innych zawodów, niezbędnych dla bytu państwa. Podobnie stało się w Polsce. Efektem uczynienia z harcerstwa ważnego nurtu wychowania dla państwa stało się rozwinięcie działalności harcerskiej w szkołach powszechnych, w tym również wiejskich, a także promowanie wśród harcerzy z gimnazjów i liceów specjalności – np. krótkofalarstwa, szybownictwa, żeglarstwa itp.. Prezentacją osiągnięć harcerskich stał się Zlot Jubileuszowy w Spale w 1935 r.
Atmosferę tamtych lat, wielkie zrywu budowy Państwa – Mocarstwowej Polski oddaje pieśń Jerzego Brauna:
Hej, naprzód do pracy, pionierzy,
chwytajcie łopatę i młot,
potrzeba na szańce żołnierzy
i orłów potrzeba na lot.
Więc trudzić się musim bez miary,
ogromny budować trza dom,
szumiące rozwinąć sztandary
na wichry, na burze, na grom.
Czapki w lot, w garści młot,
serca w górę, ducha szał…
Harcerz brat zbudzi świat,
wstawaj, wstawaj, długoś spał.
Więc kujmy żelazo gorące,
wypleńmy brud wszelki i chwast,
za nami się ruszą tysiące
od fabryk, od wiosek, od miast.
Kto Polak, ten pójdzie za nami,
niewiary nie strwoży go zgrzyt,
sztandaru odstępstwem nie splami
i dojdzie do słońca na szczyt.
Czapki w lot…[1]
Tu potrzebne słowo komentarza: ci „pionierzy” których wzywa „do pracy” Jerzy Braun, to oczywiście nie ci sowieccy z bolszewickiej organizacji im. Wł. I. Lenina, lecz – zgodnie z etymologią tego słowa – ci pierwsi, przecierający nowe szlaki, zasiedlający nowe terytoria, podejmujący działo budowy lub odbudowy, a także żołnierze formacji inżynieryjnych – saperzy, którzy pierwsi wchodzą na wrogą rubież, by utorować drogę następnym.
Wojna
W atmosferze spodziewanej wojny z Rzeszą Niemiecką obie organizacje Związku Harcerstwa Polskiego (czyli Organizacja Harcerzy i Organizacja Harcerek) powołały specjalne wojenne Pogotowia. Klęska kampanii wrześniowej sprawia, że Pogotowie Harcerzy praktycznie nie było w stanie spełnić swojego zadania. Jednak już we wrześniu 1939 r. ukonstytuowała się harcerska konspiracja: Organizacja Harcerzy przyjęła kryptonim „Szare Szeregi”. Najstarsi, już dorośli harcerze, stworzyli formacje wojskowe – Grupy Szturmowe, włączone później do Armii Krajowej. Młodsi w ramach tzw. Bojowych Szkół, podjęli się małego sabotażu i wywiadu. Dla najmłodszych utworzono zastępy i drużyny poziomu nazwanego „Zawiszą”. Ich wojennym zadaniem w ramach akcji o kryptonimie „Mafeking” było przygotowanie się do podjęcia służby pomocniczej w planowanym powstaniu: jako łącznicy, przewodnicy, zwiadowcy. To jednak nie wojna i walka były głównym celem organizacji. Chodziło o uratowanie pokolenia, o zapewnienie harcerzom możliwie pełnego osobistego rozwoju. Zwrócił na to uwagę prof. Tomasz Strzembosz w swojej wydanej w 1984 r. broszurce „Szare Szeregi jako organizacja wychowawcza”. Harcerski program wychowawczy został ujęty w trzy hasła: „DZIŚ” – to zadania czasu wojny, w tym również, a może przede wszystkim kontynuowanie nauki w podporzadkowanych okupantowi szkołach, na tajnych kompletach lub w samokształceniu. „JUTRO” – to spodziewany zryw powstańczy, przełom, do którego należało się właściwie przygotować w szkoleniu wojskowym i w zakresie służb pomocniczych. „POJUTRZE” – to hasło najważniejsze: należało dobrze przygotować się do swojej roli w odbudowie Polski. Za największe zagrożenie czasu konfliktu, wojny, doznawanych krzywd uznano niszcząca człowieka nienawiść. W przeciwieństwie do wielu armii świata, motywujących żołnierzy do walki właśnie rozbudzana nienawiścią do wroga, w „Szarych Szeregach” głównym celem stało się utrzymanie właściwej postawy moralnej młodych ludzi:
Za ugór ojczysty rozdarty,
Za fali wiślanej płacz krwawy,
Za Tatry skalane i Bałtyk,
Za wrzesień śmiertelny Warszawy;
Za grób, co słabnącym jak ulga
Pokusą w męczeńskich dniach świeci,
Z płonących pożarów Hamburga
– Zbaw, Panie, kobiety i dzieci.
Za krzyż znieważony w kaplicach,
Za krzywdę cmentarnych popiołów –
– Zachowaj we wrażych stolicach
Strzeliste gotyckie kościoły.
O Panie przez znak Twój na wieżach,
Przez drzewo Twej męki i chwały,
Prosimy Cię szeptem pacierza,
Błagamy Cię burzą chorału.
W godzinach tryumfu nad klęską,
Gdy w gniewie się Twoim objawisz,
Daj siłę, daj radość zwycięską,
A wyrwij nam z duszy nienawiść.
W pożarze piorunów, co walą
W ostatnie bastiony i tamy,
Daj sercom, niech z gruzów ocalą
Twój święty na wieki Testament.
Warszawa 1943
Leonia Jabłonkówna
I po wojnie
Wojna się skończyła, ale na ziemiach polskich okupacje niemiecka zastąpiła okupacja sowiecka. Przy ówczesnej „jałtańskiej” polityce aliantów nie mieliśmy szansy na rychłe zrzucenie sowieckiego zwierzchnictwa. Trzeba było szukać jakiegoś „modus vivendi”: spraw, w które można by się zaangażować nie tracąc swojej tożsamości. Sprawą taką była odbudowa zniszczonych polskich miast i wiosek, a szczególnie zagospodarowanie i trwałe złączenie z Macierzą ziem, które już w czasie wojny rząd polski w Anglii uważał za „ziemie postulowane”, a które otrzymaliśmy „w darze” w zamian za ziemie wschodnie zaanektowane przez Związek Sowiecki. Były to Śląsk, Pomorze oraz Warmia i Mazury.
Gdzie Krzywousty wodził
w topory zbrojny huf,
skąd Piastowice młodzi
pędzili w las na łów,
tam, gdzie na Niemce wraże
szedł Chrobry ze swych czat,
/tam zaciągamy straże dziś –
dziedzice dawnych lat./ bis
Bo taki los, bo taki los jest nasz,
że trzeba nam jak ongiś nad Odrą trzymać straż.
Niech zabrzmi śpiew z piastowskich gniazd i chat.
/stanęliśmy na ojców zew – dziedzice dawnych lat./bis
Gdzie starych świątyń mury,
nagrobków szarych mech,
gdzie huczą śląskie góry
tysiącem leśnych ech,
skąd polscy marynarze
wyruszą jutro w świat,
/tam zaciągamy straże dziś –
dziedzice dawnych lat./ bis
Bo taki los…[1]
Lata stalinowskie
W czasie, gdy harcerstwo, nawet to koncesjonowane i ograniczane, zniknęło z polskich szkół, gdy w lasach, nad jeziorami i rzekami nie pojawiały się latem harcerskie namioty, idea harcerska żyła.
Żyła w rodzinach, w których rodzice opowiadali dzieciom, a starsi bracia i siostry młodszemu rodzeństwu o swoich przygodach, przeżytych w harcerskich mundurach, o służbie, o walce w czasie nie tak odległej jeszcze wojny. Pokazywali zdjęcia i kroniki. Wspólnie czytali listy i modne wówczas pocztówki od przyjaciół, którzy nagle stali się wujkami i ciociami tych najmłodszych. I przestrzegali tych najmłodszych, by w miarę możliwości nie zawiązywali czerwonej chusty do odświętnej, białej bluzki lub koszuli, by słysząc w szkole słowa harcerz, harcerka, harcerze – słowom tym nie wierzyli, bo oznaczają one coś dokładnie innego, niż to co im w tych szkołach mówią.
Żyła idea harcerska w kołach Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, utworzonego w 1950 r. przez połączenie Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego (r. zał. 1873) i Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego (r. zał. 1906). Idea harcerska skryła się w regulaminach modnych w PTTK oznak turystyki kwalifikowanej – szczególnie w tych najpopularniejszych: turystyki pieszej, górskiej, kajakowej i rowerowej oraz na szlakach i przy ogniskach rajdów turystycznych.
Żyła idea harcerska niekiedy na wakacyjnych koloniach, organizowanych czasem, z braku innych miejsc, pod wielkimi – 30-osobowymi wojskowymi namiotami. Ożywała czasem przy kolonijnych ogniskach, gdy odważny akompaniator zaintonował przy akordeonie piosenkę o „stokrotce polnej, co samotnie rosła w gaju, aż znalazł ją jakiś harcerz”, albo o tym „jak dobrze nam zdobywać góry…”, zamiast obowiązkowych wówczas pieśni o „jarzębinie czerwonej”, która, gdzieś przy górskiej ścieżce miała radzić czy „biedne serce oddać dzielnemu tokarzowi, czy kowalowi-zuchowi”, albo – szczególnie ulubionej przez Stalina gruzińskiej, chociaż śpiewanej przy mandolinach po rosyjsku piosence „Suliko” lub bojowej o tym, że „spoza gór i rzek wyszliśmy na brzeg” albo, że „dolinami i wzgórzami niosła się bojowa pieśń…”
Sprawą najważniejszą było wówczas – przetrwać. I chociaż nie było wiadomo, jak długo trzeba będzie przetrwać w ukryciu, nie gasła wiara w to, że przetrwać warto i trzeba, bo przyjdzie taka chwila, że z tego ukrytego działania ruch harcerski się odrodzi.
„Odwilż”
Gdy jesienią 1956 r. ta oczekiwana chwila możliwości wyjścia z ukrycia nadeszła, młodzież – harcerska duchem, chociaż jeszcze nie formalnie – nie czekała, co starsi uradzą i na co zgodzi się osłabiona masowym oporem narodu i wewnętrznymi sporami władza komunistyczna lecz samorzutnie wyciągnęła z szaf poukrywane mundury „starszych braci” i wyruszyła na zbiórki – spontanicznie, z przyjaciółmi z sąsiedztwa, z kolegami z klasy, pod komendę tych nieco tylko starszych, do których wkrótce dołączyli „starzy”, bo już dorośli, harcerze z czasów sprzed „stalinowskiej nocy”.
Trzeba tu wspomnieć dh. Aleksandra Kamińskiego i grono skupionych wokół niego przedwojennych jeszcze harcmistrzów. Zaryzykowali wiele idąc na kompromis z komunistami. Zostali oszukani i wykorzystani, ale jednak zdołali przenieść etos harcerstwa w kolejne lata i dekady. Umożliwili wielu młodym, przeżycie własnego harcerstwa, stopniowo przez komunistów wykoślawiwanego i deformowanego, ale jednak… Rozbudzili w młodych i pozostawili tęsknotę za tym „prawdziwym harcerstwem”.
Doświadczenie
W roku 1961 miałem 14 lat. Wówczas w tym wieku kończyło się 7-letnią szkołę podstawową. W czerwcu zdałem egzamin wstępny, a we wrześniu rozpocząłem naukę w swojej nowej szkole – lubelskim Liceum im. Stanisława Staszica. Kilka dni później wstąpiłem do drużyny harcerskiej: jednej z najstarszych w Polsce – założonej już w 1911 r. I „Błękitnej” Lubelskiej Drużyny Harcerzy (dziewcząt w „Staszicu”, a tym bardziej w drużynie jeszcze nie było). Po tygodniu, w świeżo kupionym mundurze, z duszą na ramieniu, powtarzając po drodze formułę meldunku, pomaszerowałem jako łącznik do nieodległej Komendy Chorągwi. Wszedłem na hol i … zbaraniałem! Kilku harcmistrzów – byli w mundurach. Złote i srebrne sznury oznaczały wysokie funkcje (sznury nie takie „niciane”, jak dziś – naprawdę lśniły srebrem lub złotem). I… kłęby dymu! Wszyscy palili papierosy. Ktoś trzymał w ręku butelkę, a pozostali przynajmniej „coś” w szklance – to na pewno nie była oranżada! Przez dym ledwo dostrzegałem przeciwległą ścianą i drzwi do pokoju komendantki chorągwi. Zameldowałem się, z wrażenie nieco się jąkając. Oddałem przesyłkę i …”w nogi”. A mama mi mówiła, ze harcerze nie piją alkoholu i nie palą papierosów!
Zapaść i próby dochowania wierności tradycji
W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych harcerstwo zinstrumentalizowane stało się narzędziem partii komunistycznej służącym jeśli nie podporzadkowania sobie młodego pokolenia, to przynajmniej jego sparaliżowania i spacyfikowania – stworzenia zeń swoistej magmy
Jak to jednak w Polsce, w której
„Nasz naród jak lawa, z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi…” (autora chyba nie trzeba przypominać?)
w tej magmie pseudoharcerskiej nijakości, a nawet ewidentnej demoralizacji, tliły się, jak rodzynki rozproszone w zakalcu, ogniska żywego oporu, dążenia do podtrzymania autentycznie harcerskiego charakteru środowiska. Nie tylko liderzy tych środowisk, ale ich szeregowi członkowie, świadomi swojej wyjątkowości, byli z niej dumni, co cementowało ich szeregi i uodparniało na podejmowane przez komunistów działania, zmierzające do ich marginalizacji lub wręcz likwidacji. Tę dumę, a nawet fascynację wyjątkowością podzielali rodzice harcerzy takich środowisk, a nawet ich postronni obserwatorzy niezatruci komunistyczną wizją zglajchszaltowanego społeczeństwa (por. „Gleichschaltung”). Gombrowicz, w odniesieniu do szkolnej, czyli młodzieżowej (a więc – ipso facto – również harcerskiej) rzeczywistości, nazwał to delikatniej – „upupieniem”, a socjolodzy – socjotechniką paraliżu społecznego.
Mogłoby się wydawać, że wypracowanie i podtrzymanie, wbrew naciskom, a nawet represjom, takiego – subiektywnie odczuwanego jako autentyczne – charakteru środowiska jest czymś zasługującym na pełną aprobatę i społeczne poparcie. A jednak…
Harcerze, a właściwie jeszcze skauci, drugiej dekady XX w. mieli jasny cel – był nim udział młodych w dziele odzyskania i obronienienia Niepodleglości, harcerze trzeciej dekady – wychowanie Człowieka w niepodległej i suwerennej już Polsce, harcerze czwartej dekady – udział młodych w budowie i umacnianiu Państwa – Mocarstwowej Rzczypospolitej.
W okresie okupacji o harcerstwie jako ruchu wychowawczym młodzieży można mówić
w odniesieniu znikomej mniejszości – warszawskich Zawiszków w wieku 13-15 lat i harce-rzy poziomu Bojowych Szkół – w wieku 16-18 lat. Ich cel, narzucony przez wojnę i okupac-ję, był jasny – pomóc młodym przetrwać i przygotować młodych do walki – to program „Dziś”, wziąć udział w czynnej walce – to program „Jutro” oraz przygotować się do dorosłości (m.in. przez naukę), by sprawdzić się w dziele odbudowy w wyzwolonej Polsce – to program „Pojutrze”. W drugiej połowie lat czterdziestych celem stało się zachowanie narodowej tożsamości w sytuacji narzuconej Polsce obcej, wrogiej narodowej racji stanu, sowieckiej dominacji. W latach 1950 – 1956 o celach harcerskiej pracy nie można mówić, ponieważ harcerstwa w tym okresie NIE BYŁO!
I oto, w warunkach harcerstwa lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, zinstrumentalizowanego przez komunistów, „upupianego”, glajchszaltowanego, trwają środowiska autentycznego – przynajmniej we własnym mniemaniu – „prawdziwego harcerstwa”. I jakiż jest ich cel?
Otóż – poza może deklaracjami i patosem ogniskowych gawęd – nie mają, jak się wydaje, wielkich celów zewnętrznych, typu „my dla Wielkiej Sprawy” (Niepodległości, Odbudowy, Umocnienia, Wyzwolenia, Tożsamości narodowej itp.). Ich cel jest prostszy, bliższy, wręcz łatwy do bezpośredniego zrealizowania. To tradycyjny mundur, czapka-rogatywka z krakowskiego warsztatu p. Kurzydły, tradycyjny proporczyk zastępu, własny „puszczański” obóz drużyny zamiast hufcowego lub chorągwianego „kołchozu” na setki uczestników itp. Łączy je jedna sprawa – autentyzm przestrzegania tradycyjnego Prawa Harcerskiego – zwłaszcza, a może głównie, a nawet może jedynie, słynnego 10 punktu Prawa, postulującego wymóg harcerskiej abstynencji od alkoholu i nikotyny. Dopiero w okresie „Solidarności”, zwłaszcza w związku z pielgrzymkami Ojca św. Jana Pawła II do Ojczyzny, ożywa aktywność duszpasterska – w praktyce często jednak bardziej jako przejaw wierności tradycji niż rzeczywista praktyka formacyjna.
Czymże jest więc to „prawdziwe harcerstwo”?
Można zaryzykować twierdzenie, że w znacznym stopniu to ruch rekonstrukcyjny. W cza-sach, gdy historyczne grupy rekonstrukcyjne nie były jeszcze popularne (o ile w ogóle były?) harcerze już od początku lat sześćdziesiątych, gdy „harcerska” władza zaczęła im psuć harcerstwo – to niby odtworzone w grudniu 1956 r., tworzyli de facto swoje „drużyny” rekonstrukcyjne.
A co „rekonstruowali” harcerze?
Otóż harcerze rekonstruowali harcerstwo.
W znakach, w formach, w stereotypach gawęd na okolicznościowych ogniskach, w trady-cyjnych śpiewach przy tychże ogniskach itp.
Ale bez żenady i bez oporów składali oficjalne (czyli nie tradycyjne) Przyrzeczenie, nie tyle zdobywali, co otrzymywali oficjalne (czyli nie tradycyjne) stopnie, sprzęt kupowany najczęściej za obozowe (czyli swoje) fundusze księgowali w majątku ZHP (co już ich skutecznie zniewalało i uzależniało do „władzy”), podobnie jak harcówki udostępniane im przez dyrekcje szkół.
Czy to dobrze, czy źle? Otóż wówczas praktycznie nie można było inaczej. Mimo wszystko to „rekonstrukcyjne” harcerstwo miało swój niezaprzeczalny walor: podtrzymy-wało tradycję harcerskiego etosu oraz tęsknotę za prawdziwością „prawdziwego” harcerstwa, w jego swobodnym działaniu.
Odrodzenie
Minęły dziwne lata osiemdziesiąte. Komunizm zbankrutował na własne życzenie, co zresztą, prędzej czy później czeka każda utopię. Komuniści nie zniknęli jednak i nawet nie zbankrutowali, jak firmowany przez nich system – uwłaszczyli się na społecznym majątku, stali się demokratami, liberałami, a zwłaszcza kapitalistami (sic!). Nagminny stał się wówczas proceder dopisywanie różnych struktur postpeerelowskich (o proweniencji z PRL) do tradycji ruchów lub instytucji przedwojennych.
Postąpił tak również ZHP. Oto organizacja ta w 1988 r. w wydanym przez siebie „Leksykonie Harcerstwa” wyraźnie deklarowała, że Związek Harcerstwa Polskiego, istniejący w roku 1988, został założony w roku 1956 jako kontynuacja komunistycznej i antyharcerskiej (stalinowskiej!) Organizacji Harcerskiej Polski Ludowej oraz, że „nawiązuje” on do „postępowych nurtów harcerstwa”, czyli do lewackich, antyharcerskich,
tzw. „harcerstw” typu „Wolne Harcerstwo” lub „Czerwone Harcerstwo” albo zbrodniczych, kolaboracyjnych wobec PPR (komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej) i sowieckiego okupanta, formacji typu Związek Walki Młodych, ale nie do oryginalnego Związku Harcerstwa Polskiego. Ta sama Organizacja (czyli ZHP – nazwijmy go – rok założenia 1956, sam wszak to głosił jeszcze rok wcześniej) w roku 1989 zmienia nagle numerację swojego Walnego Zjazdu z IX na XXVI i dopisuje się do ciągłości z organizacją (przedwojennym ZHP) do tej pory przez siebie potępianą, co nie przeszkadzało w używaniu jej nazwy, zawłaszczonej w 1956 r. Jednym z głównych celów tej metamorfozy stało się koniunkturalne uwiarygodnienie w opinii społecznej, a także włączenie (nazywane „powrotem”) do światowych struktur ruchu skautowego. W ramach tego światowego ruchu ZHP staje się organizacją promującą wychowanie w duchu współczesnych nurtów liberalnych, jawnie sprzecznych z polską tradycją harcerskiego wychowania Polaka-obywatela, chrześcijanina, żołnierza.
Uniknął tej ideowej deformacji Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej, między innymi dlatego, że do tych liberalno-lewicowych obecnie światowych struktur skautowych nie został przyjęty (Bogu dzięki!). Stał się dzięki temu najwierniejszą obecnie kontynuacją harcerskiej tradycji formacyjnej i szkoleniowej. Czy uniknął pułapek i potknięć? Nie uniknął. A to z tego powodu, że świat się zmienił. To już nie czasy gen. Roberta Baden-Powell’a, cieszącego się nie tylko wsparciem Tronu i rządu Jego Królewskiej Mości, ale nawet oczekiwaniem i wręcz nakazem rozwijania zainicjowanego przez siebie ruchu, jakże przydatnego dla Imperium. To nie czasy polskich rządów sanacyjnych dostrzegają-cych w harcerstwie instrument powszechnego wychowania młodych do dojrzałej postawy obywatelskiej, w tym szczególnie w sferze przysposobienia wojskowego.
c.d.n.