Prywatne Katolickie Liceum Ogólnokształcące im. ks. Kazimierza Gostyńskiego
Po wakacjach 1994 r. nowe władze Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza” zrezygnowały z firmowanie przez Stowarzyszenie harcerskiego Liceum. W tej sytuacji lubelski Kurator Oświaty zaaprobował dalsze funkcjonowanie Liceum jako prywatnej szkoły dotychczasowego jej dyrektora Michała Bobrzyńskiego, a ordynariusz lubelski – ks. bp. Bolesław Pylak swoim dekretem uznał Liceum za szkołę katolicką, uznając jednocześnie ks. Kazimierza Gostyńskiego (wówczas kandydata na ołtarze) za jej patrona.
i drużyna harcerska przy PKLO – cz. 1. – 1994-95
Liceum nie zrezygnowało ze swojego charyzmatu – harcerskiej formacji młodych ludzi. W nowej sytuacji nie wymagano już jednak podejmowania harcerskiej formacji przez wszystkich uczniów – harcerstwo stało się jedną z ofert Szkoły. Drużyna harcerska przy PKLO nie włączyła się w struktury działających w Polsce dużych organizacji harcerskich. Pozostała jako jedno z licznych niewielkich niezależnych środowisk.


Na Kasprowy…

Na Kasprowym…

i z Kasprowego.

prze starym kościółkiem na Pęksowym Brzysku.


Nie tyle na rowerach, co z rowerami nocą przez pokrzywy

Kolacja w mrzawce

W puławskim parku

Kochanowski pisał: „Na lwa srogiego bez obawy siędziesz i na ogromnym smoku jeździć będziesz”.

Stawiamy nasze „chałupy” w Poleskim Parku Narodowym – legalnie za zgoda Pana Dyrektora i na wskazanym nam miejscu.


Kuchnia możliwie najprostsza: główny posiłek to, jak to mówią Niemcy – Ein-Topf Gerichte, czyli „wszystko do jednego kotła” (już antyczni Spartanie wymyślili takie żywienie – chyba by nam dzisiaj nie smakowało, ale to niemieckie – owszem!).

Wyrafinowane ognisko – może płonąć nawet kilka godzin bez dodawania drewna.

Wizyta dyrektora Poleskiego Parku Narodowego (który udzielił nam gościny na rozbicie obozu).

Wymarsz zastępu na tor sprawnościowy

Tor przeszkód

Kolejna przeszkoda

Teraz na drzewo

i z drzewa na drzewo.


Jeszcze w trakcie tych samych wakacji wybraliśmy się rowerami do Wilna.
Jedziemy przez Białoruś i Litwę – jako turyści, bez mundurów.

Noce bywały „pod chmurką” – tu śpimy za Grodnem przed granicą białorusko-litewską.

Msza św. na łonie natury (jak się okazało po pojawieniu sie czołgów – na terenie poligonu (jakoś nas nie rozstrzelali – wówczas jeszcze nie było reżimy tow. Łukaszenki)

„Pater noster…”

A to już w Wilnie – w kaplicy Matki Bożej Ostrobramskiej

Przed Ostrą Bramą z panią przewodnik; obok niej dh. Andrzej Sadurski.

Grobowiec „Matka i serce Syna” – miejsce spoczynku matki Józefa Piłsudskiego i jego serca (ciało znajduje się w sarkofagu w Katedrze Wawelskiej).

W Wilnie gościli nas pracownicy polskiej szkoły – chwila pożegnania.

Za wodą zamek Witolda w Trokach

Rowerami na litewskich szosach


Już w Polsce – jedziemy przez Pojezierze Suwalskie, Mazury i Warmię – tu przed sanktuarium w Świętej Lipce.

Na zakończenie promem z Fromborka do Krynicy, potem jeszcze rowerami przez Mierzeję i Żuławy do Malborka i pocią-giem do mamusi w Lublinie.


Po drodze – pamiątki Powstania Styczniowego

Ćwiczenia Obrony Cywilnej na dworcu lubelskim. „Nasi” w roli dywersantów mieli dokonać „sabotażu” …

ale „trup słał się gęsto…”


Niektórych dało się jeszcze uratować…

Kolejna wyprawa rowerowa: od Kłodzka przez Czechy (Pragę), Słowację (Trenczyn, Słowacki Raj), Łysą Polane i Morsie Oko do Zakopanego.

Przy twierdzy w Kłodzku najciekawsza okazała się możliwość wspinaczki

W Górach Stołowych – labirynty Strzelińca i Błędnych Skał…

W czeskiej Pradze bardziej od zabytków chłopców interesowało

czy wąż boa pożre Piotrka…
…Ostatecznie go nie pożarł – widocznie wąż był już po śniadanku.

W drodze z Pragi na Morawy – sady czereśniowe, skutecznie przez nas ogołocone.

Potem była imponująca gotycka katedra w Kutnej Horze…

i morawskie jaskinie


W Trenczynie interesująca była najdalej na północ umieszczona rzymska inskrypcja z czasów wojen markomańskich (2. poł. II w.)…

Można ją zobaczyć z klatki schodowej Hotelu „Elizabeth”



Na Słowacji zafascynowały chłopców …

ekstremalne trasy Słowackiego Raju

i wjazd równie ekstremalną kolejką linową na szczyt Łomnicy.

Ze szczytu Łomnicy mieliśmy wyśmienita łączność na CB-radio z centralna Polską.

Wyprawę zakończyliśmy nad Morskim Okiem, skąd pozostał już tylko zjazd do Zakopanego.