
ZIMA! Styczeń 2020 roku. Obozujemy pod namiotami na terenie lasku w posesji p. Roberta Niedziałka „Park Dźwięków” w Dąbrówce w Lasach Kozłowieckich.
Namiot ogrzewamy piecykiem nafto-wym.

Mamy sąsiadów – to ich znak rozpoznawczy.

O! Jest i chałupa.
A sąsiedzi w środku. Ale nie będziemy ich odwiedzać – trochę za wilgotno.

Dyżurny przy telefonie do komendy – ok. 500 m. poza obozowiskiem (w domku a nie w namiocie – i gdzie tu sprawiedliwość?)

Lasu to to nie ogrzeje. Ale SIĘ można ogrzać (przynajmniej z przodu, z tyłu trzeba uważać, bo może być „niepolitycznie”, gdy się to i owo zbyt zbliży do ognia).

Musimy (to znaczy wypada) odwdzięczyć się Gospodarzowi za gościnę. Harcerze (ci inni) powiedzieliby, że zdobędziemy sprawność drwala.

Pierwsza w życiu sosna do ociosania z gałęzi. Kiedyś trzeba zacząć.
Na razie postawa przy siekierze – „taka sobie”.

No to na kupkę!

Nie można zapomnieć o szkoleniu. Młodzi najbardziej cenią pierwszą pomoc – zwłaszcza ci w środku w pozycji horyzontalnej.

A kilkanaście dni później:
EPIDEMIA!
gorzej
PANDEMIA!
(przetłumaczcie młodzi co to jest i czym się różni jedno od drugiego).

Wiosna!
Cudownie! Nie ma zajęć szkolnych bo PANDEMIA! To znaczy niby są, ale zdalne, przez Internet.
My wykorzystamy lepiej czas naprawiając maszty do namiotów.

I przyuczając się do zawodu na kosiarce (to na wypadek, gdyby nauczyciele nie okazali zrozu-mienia dla naszego naprawiania masztów zamiast ślęczenia na lekcjach internetowych).

Wkrótce wakacje. Wiele nastraszonych drużyn zrezygno-walo z organizowa-nia obozów. W naszych namiotach będzie obozować (po cichu – tylko nie mówcie SANEPID-owi) drużyna Skautów Europy.

A potem my.
Nowe znajomości są satysfakcjonujące. I obaj młodzi (ci na zdjęciu obok mamy-kozy) cieszą się nawiązaną przyjaźnią.

A to wspólne śniadanie.

O! Jeszcze jedna znajoma!

Powitanie każdego ranka, przy śniada-niu.

A tu każą nam interesować się mapami, bo harcerze „interesują się mapami”.
Kto to wymyślił?
Dziwne!

Koniec wakacji. I koniec (chyba) tej cholery (to znaczy pandemii). Jedziemy do Ponikw. Dwie stare chałupy (na zdjęciu widać tylko jedną, bo fotograf stoi tyłem do drugiej) podobają się druhowi Kurato-rowi (po polsku to znaczy
Opiekunowi (nie mylić z dowódcą), który obiecał, że nam je kupi na harcerska bazę (o ile będziemy grzeczni). Nie bardzo wiemy jak to osiągnąć.

Na razie postawiliśmy namioty i…

i zostaliśmy pogonie-ni do grabienia siana (chyba to siano).

Ku naszej dzikiej z tego powodu radości, bo zawsze można z tego siana (o ile to siano) zrobić barykadę.

W czasie przerwy w grabieniu uczą nas (dla relaksu, bo to podobno przyjem-ność) sygnalizacji…
Na zdjęciu to litera „D”

A teraz to litera „I”

Druga stacja jest daleko – ok. 600 m.
Lornetka bardzo się przydaje.

A to litera „Z”.
(bez lornetki i przez lornetkę)

Po obiedzie, zamiast grabienia siana, wymyślili nam zbieranie złomu z różnych zakamarków posesji, która ma być KIEDYŚ naszą bazą (o ile będziemy grzeczni – na co się raczej nie zanosi).

No to znosimy ten złom. Kto go tu tyle nazbierał i po co?

Druhowi nie podo-bają się wodorosty (to chyba glony) w stawie. A takie ładne!

Więc kazał nam je wyzbierać i oczyścić cały staw…
… mamy tylko uważać na krokodyle!

Skonstruowaliśmy nawet specjalne ustrojstwo (to słowo Druha).

Ale działa „tak sobie” – to znaczy raczej nie działa.

„Proszę Druha! A ten mały to się bawi zamiast pomagać!
Czy mogę go utopić?”

„Utopce pod wodą siedzą…”

Hura! Zwycięstwo!

Jeśli ktoś nie wierzy w „Utopce”, to niech popatrzy – podobno ludzi za nos wciągają pod wodę – tak przynajmniej uczono nas w „zuchach”.

Podobno „czarne dziury” są tylko w Kosmosie. Nieprawda. Są i w stawach. Właśnie jedna jest za tym małolatem. „Granica Zdarzeń” tuż za jego plecami. Ciekawe czy go wciągnie?

O jaki ładny staw. Czyściutki. Prawie bez glonów. Wystarczyło tylko odpowiednio zmotywować harcerzy. Na przykład obiadem:
„Jeśli nie chcecie być głodni, to lepiej, żeby staw był oczyszczony!”
Przeważnie po lecie jest jesień, a po niej zima. Tak było i tego roku.

Zimowisko organizu-jemy w naszej (wciąż obiecywanej) bazie w Ponikwach, w sta-rym domku, który na nasz przyjazd otrzy-mał nowy piecyk.

Ale, po rozpaleniu w piecu, trzeba umyć podłogę pokrytą gliną (to znaczy lessem) na palec (tego na zdjęciu już nie widać).

Łazienka trochę niedogrzana (druhowie z komendy chyba przesadzają z tymi oszczędnościami).

Staw to wyśmienity wynalazek wychowawczy. Były glony, są trzciny.

Trzeba je wyciąć, pozbierać, wynieść i ułożyć na brzegu.
Chodzi o to, żeby „wojsko” się nie nudziło.

No to się nie nudzi.

Nasz zapał do pracy mało wsi nie spalił (a przynajmniej sąsiedniej chałupy).

„Narzekaliście na niedogrzaną łazienkę. No to dla zahartowania survival!”
„Na drugi raz nie narzekajcie”.

Wieczorem miny wszystkim rzedną. Jak minie ta noc? Czy się jeszcze zbudzimy?
Noc minęła.
Wszyscy się zbudzili.

No to kolejny stopień survivalowego wtajemniczenia: spanie w śnieżnej jamie.
Ale śniegu za mało.
Nie szkodzi – jamę sobie zbudujemy z tych resztek, co jeszcze leżą.

Trochę toporna ta „jama”. Ale działa i wiatru nie puszcza.
Dobranoc!

Poranek. Wszyscy żywi. Ostatni wyłazi z nory.
Aż chce się teraz wyruszyć na łowy na mamuty.
I znowu lato. Wakacje. Jesteśmy trasie naszej kolejnej wyprawy.

Takie porządne średniowieczne handlowe miasteczko jak podkrakowska Skała, a tu na ulicy Targowej nie można się targować, czyli handlować. To na jakiej można?

Przed nami (a właściwie pod nami) Pustynia Błędowska, a raczej to co z niej pozostało. Za chwilę wyruszymy patro-lami, by pokonać tę naszą polska Saharę.

No i jesteśmy już na jurajskich skałkach.

Ogrodzieniec. Kazimierzowski zamek na granicy polskiej Małopolski
i czeskiego (wów-czas) Ślaska.
To pod murami tego zamczyska Aleksander Janowski wpadł na pomysł powołania Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego (powstało w 1906 r. – obecnie to Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze).

W pobliżu rekonstrukcja dawnej stanicy (strażnicy) rycerskiej
Po trasie jurajskiej kolejny etap naszej wakacyjnej wyprawy:

Wyruszamy na spływ Pilicą – mamy zamiar dopłynąć do samej Wisły.

Postój…

I nocleg „pod mostem”.

Na trasie pojazdy jakiejś grupy rekonstrukcyjnej. Ale nie ma rekonstruktorów.

A mu płyniemy dalej. Mijamy kolejny most.
I kolejny.

Do Wisły już niewielki kawałek. Taki ładny zachód słońca.

Ale to niepokojąca aura.

Rankiem, w mżawce szybko likwidujemy biwak, uciekając przed ulewą. Do Wisły tym razem nie dopłyniemy.

A jesienią jak zwykle linowa przeprawa nad „naszą” głębocznicą koło Parchatki. To „chrzest” dla nowicjuszy.

Gostek całkiem zadowolony. To nie nowicjusz, bo przetrwał cały obóz wędrowny.

Cyryl przygotowuje swoje przyrzeczenie harcerskie. 10 świec – by je zapalić przy każdej trzeba powiedzieć kolejny punkt Prawa Har-cerskiego i krotko go skomentować.
Świeca w środku okręgu zapłonie po złożeniu Przyrzeczenia.

Cyryl (lat 14) za kierownicą Honkera. Całkiem nieźle sobie radzi (ale to na łące przy chałupie). Na szosę wyjedzie za kilka lat.

Kolejna akcja.

Ale wcześniej potrzebna nasza pomoc. W wąwozie utknął traktor ciągnący przyczepę z drewnem. Za chwilę utknął i drugi traktor. Potrzebny okazał się nasz Honker.

Tak więc Honker ciągnął traktor, który ciągnął drugi traktor, który ciągnął przyczepę z drewnem.
Po tej udanej akcji gospodarze postanowili kupić sobie po Honkerze.

Wracamy do akcji:
Rozpoznanie.

Zwiadowca

Podejście

Tyraliera

Okrążenie placówki przeciwnika.

Zalegli

Grupa szturmowa

Atak

Po akcji – chałupa nasza!
Przy okazji: ta rudera (na razie) to nasz drugi domek.
Na razie mieszka w nim szczur i kilka-dziesiąt pająków, no i czasem my.

Ten pieniek groził podwoziom naszych aut, ale siekiera go nie pokonała…

Ogień też nie.
Ostatecznie pokonał go nasz gospodarz, który się uwziął.

Z ilu postaw można strzelać?

Zwalone drzewo to gratka, której nie można przeoczyć.
A więc …

„po drzewie”…

„przez drzewa”…

i „nad drzewem”.

Kolejna, już listopadowa wyprawa. Nasz Honker nie zmieścił się na łuku i wylądował w polu.
Chłopcy myśleli, że to zaplanowana demonstracje
możliwości terenowych Honkera! A to był niezaplanowany „lot Honkerem” nad polem.

Potrzebna była pomoc miejscowego rolnika. Akurat miał właściwą maszynę zdolną nam pomóc w wydostaniu się z tarapatów.

Jaki „bidniutki”: obie przednie łapki sobie połamał. Potrzebny będzie chirurg.
Honker w „szpitalu” (łapki mu składają), ale życie toczy się dalej. Wiosna, a po niej lato. Odbyły się kolejne zbiórki, rajdy, biwaki. Byliśmy już w górach i spłynęliśmy Kamienną niemal od Gór Świętokrzyskich do Wisły


Jeszcze trasa Wisłą, ale już niedaleka, bo kolejna burza nas goni.
Jesienią zaczynamy (to znaczy zaczyna pan Staszek) pokrywać gontem nowy dach jednej z „naszych” (o ile będziemy grzeczni) chałup.

Gospodarz, pan Karol, zażyczył sobie, by było po staropolsku – w więc pokrycie dachu gontem, który gromadził z drzew własnego lasu przez kilka lat.


Prezentujemy się na „giełdzie szkolnej” – a nuż jakąś niewinną duszyczkę złowimy?
Rok 2024. Już lato. Pierwszy obóz „zaliczyliśmy” w czerwcu (w Gostynianum tak można), potem wyjazdy z mamusią i tatusiem, siostrzyczką i braciszkiem na wczasy „all inclusive” w jakimś egipskim kurorcie, żeby posiedzieć w zamkniętym (z obawy przez krokodylami, terrorystami i fundamentalistami, żeby nam siostrzyczki do haremu nie porwali) ośrodku, ciesząc się słońcem między drutami ogrodzenia od pustyni a ogrodzoną plażą.
Niektórzy druhowie zamiast wyjechać z rodzinką do Egiptu podjęli pracę w Polsce – na przykład w „McDonaldzie” (bardzo „polska” praca) lub na stadninie koni (to już uczciwie polskie zajęcie).

W tym czasie Piotrek, Alan, Przemek i Sasza postanowili zrobić coś pożytecznego: odśmiecić starą chałupę i rozpocząć jej remont.

Dawni gospodarze chyba nadużywali trunków, a butelka-mi „brukowali” podwórko.
Piotrek przy pracy „archeologicznej”.

Dorobek tej pracy
(3 m3 butelek) trzeba wywieść na składowisko odpa-dów.

Szacujemy objętość śmieci: potrzebne będą przynajmniej dwa transporty.

Uzbierało się tego 14 m sześciennych: dwa kontenery po
7 m3, nie licząc 3 m3 (3 big bagi) butelek już wcześniej wywiezionych przez p. Staszka…

Porządkujemy chałupę i napra-wiamy harcerski sprzęt.
16-letni harcerz przy harcrskiej spawarce naprawia maszty namiotowe.

Piotrek ćwiczy ścieg bosmański (to taki do zszywania żagli po sztormie) naprawiając stary namiot – jeszcze posłuży!

Deski trzeba zaimpregnować…

Posłużą do naprawy ściany poddasza.

A w chałupie trzeba było rozebrać zmurszałą podłogę, poprawić lub wymienić legary i ułożyć nową podłogę z płyt. Chłopcy wykonali te prace pod kierunkiem pana Karola.

Wkrótce nowy rok szkolny – harcerze w roli elektryków wymieniają oświetle-nie w salach lekcyj-nych Collegium.

13 września 2024 r.: na wędrujących przez podpuławskie lasy nad Kurówką uczniów klas 6. i 7. Collegium oczekuje na trasie grochówka z harcerskiej kuchni polowej.

Już doszli i „ją”, to znaczy „jedzą”
i nawet im smakuje.
Ciekawe, czy uda się ich „wcielić”?

Biwak kręgu wędrowników.