
Nowy rok zaczynamy służbą, zabezpieczając nagłośnienie w czasie Orszaku Trzech Króli.


Orszak zaszczycił ks. abp. Stanisław Budzik.

Potem rocznica wybuchu Powstania Styczniowego.
Przy wspólnej mogile poległych powstańców

… apel HKK…

… i złożenie wiazanki od harcerzy-kadetów.

Zaraz potem wyjazd na zimowisko w Pizunach na Roztoczu

Przed zajęciami.

I znowu pomoc Legii w poznaniu tajników „kałacha”.
Dla nowicjuszy to atrakcja. Widać po minach.

I kolejna atrakcja: improwizowane ładunki wybuchowe.
Co z nich wyrośnie: saperzy? antyterroryści? a może terroryści? (nie daj Boże!)

Samoobrona pod czujnym okiem dh. Andrzeja.

Andrzej – dołączył do grona wodzów.

Szyk ubezpieczony – kontakt!

To nie ofiara postrzału tylko ślizgawicy…

OK! Ręce całe, nogi całe, tylko pupa trochę boli!
Ale będzie żył!

Pomagamy gospodarzowi.


Inna grupa na zimowisku w Pizunach.
Szybko zaprzyjaźniliśmy się.

Mamy nawet ulubieńca szczególnie łasego na resztki naszych obiadów, którymi chłopcy go przekupują, specjalnie ich nie dojadając

Sygnalista na tle nieba. Świetne miejsce – jak na statku.

Druga stacja. Sygnalista czyta, skeretarz stacji notuje.
O dziwo – pomocny w tym okazuje się spelling: „Alfa, Brawo, Charli… itd.”

Wiosna – ćwiczenia na Majdanku – ranny wymaga pomocy…

Chwileczkę, już pędzimy z tym co mamy pod ręką…

Gościa trzeba załadować i …

… wynieść w bezpieczne miejsce.

Jeszcze jedna ofiara. Szybko poza pole ostrzału…

(ranny uśmiechnięty i całkiem zadowolony – ale to nieregulaminowo, zgodnie z instrukcją powinien cierpieć).

Tu będzie na razie bezpieczniej…

Teraz tylko wezwać „MEDEWAK” przez radio.

I już są!

A to już obóz. Namioty już stoją. Czas na kolejne zadania.

Najważniejsze to urządzić namioty:
prycze, stoliki, ławki, wieszaki, półki i co tam jeszcze oboźny wymyśli.
Właśnie przywieźli budulec.

Trzeba go tylko pociąć i przenieść…

Ale to „biegasem” druhowie. Tylko iskierki spod nóg lecą (jeśli nadepniecie na kamień).

A potem już tylko budowa…


Gwoździ nie ma i nie będzie…
…jeszcze ich nie wymyślili.
Gwoździe na obozie to „obciach” i hańba. Górale potrafili chałupę, a nawet kościół zbudować bez gwoździ. I nie wiązali belek sznurkiem jak harcerze z HKK.

To pionierka czy atletyka terenowa?

Jeszcze tylko stołówka.

O! Już jest!

Jedzonko już się robi.

Nie „SIĘ robi”, tylko trzeba je zrobić!
Jak to? Bez mamusi? A gdzie pani kucharka?
Kucharka to wynalazek nieznany na obozach HKK.

To nie druh kucharz (bo to instytucja nieznana), tylko druh Kuba się grzeje przy kuchni.

Obiadek już był, cisza poobiednia z leżakowaniem już była (umówmy się, że była).
Teraz można komuś „przywalić” pod czujnym jak zawsze okiem dh. Andrzeja.

Mostek deczko niewygodny, bo kwatermistrz na linach oszczędza.
Niech sobie sam po czymś takim łazi. Co to my pająki?

Na chwilę przed katastofą.

Daleko jeszcze do brzegu? Co to Atlantyk, czy co?

Polacy zawsze cenili kawalerię.

Oni go nie powiesili. On tylko będzie skakał z linowej „tyrolki” do rzeki.

Plum!

Działania taktyczne wymagają przygotowania…
… i to topograficznego.

Teraz trzeba postawić zadanie.
(a ta „arafatka” na szyi Mateusza to nowa moda wśród entuzjastów asg, ale z tego się wyrasta)

Czyżbyśmy pobłądzili. Gdzie te „wrogi”?

Idziemy dalej…
tylko ostrożnie!

A miejscowi gospodarze pytali „Czy to NASI z lasu wyszli? Nareszcie!”

Jeszcze tylko kładka.

Jeszcze urwisko – przyda się lina i tzw. „klucz”, czyli sposób przełożenia liny przez siebie.

Uwaga! Są!

Tam w wąwozie, za dymem!

No to będzie „BUM”!

Posterunek przy torach…

Dobra! Wracamy!

Ale czujnym trzeba być nadal.
To zasada i nawyk, bo „lich nie śpi”.

Nie można się zagapić, bo dowcipy „trepów” są „takie sobie”.

A obiadek dojrzewa.

Nareszcie!

Jeszcze nie pokazaliśmy wartowni (to prawie 100 m od obozowiska)…

… i wartownika na posterunku

„Stój!”
………………………………
„Kto idzie?”
………………………………
„Hasło?”
……………………………..
Harcerze nie wiadomo czemu, zwykłego dyżurnego na obozowisku nazywają „wartownikiem”. Jego dyżur, nawet jeśli jest dobrze pełniony, ze służbą wartowniczą nie ma nic wspólnego. Warta, w czasie pokoju, to jedyna realnie bojowa służba. Druhowie na obozie HKK mogą poznać jej tajniki i zasady.

Niedzielna Mszę w. w pobliskim kościele odprawiał starszy kapłan. Po wszy podszedł do chłopców w mundurze komandora Marynarki Wojennej.
Zaprosiliśmy go do odwiedzenia obozu.

Właśnie przybył. Niestety nie w mundurze. Trudno.

Chłopcy chcą mu zaprezentować swoje umiejętności, zwłaszcza, ze ks. komandor okazał się byłym komandosem.

Zaczniemy od zaprezentowania naszej broni. To nie zabawka. Wymyślili ją Japończycy, gdy po wojnie nie mogli posiadać broni palnej, a chcieli się szkolić.

Pokaz zaczynamy od potyczki. Nieprzyjaciela imitują baloniki: giną jeden po drugim.

Trzeba się jednak wycofać, bo jedzie pojazd przeciwników.

Desant z jadącego samochodu. Trzeba wyskoczyć z bronią na obie nogi i natychmiast, z rozpędu, wykonać pad do przodu…

a więc przewrót i płynne przyjęcie postawy strzeleckiej…

Poprzednik już strzela, a skacze następny.
Samochód przejechał raptem kilkanaście metrów z szybkością ok. 25 km/h. Tylko sekundy dzielą kolejne skoki.
To tylko zabawa. Nie ma takiej ewolucji w szkoleniu wojskowym. Ale świetnie i wszechstronni wyrabia chłopców.

Ocena działania chłopców przez ks.komandora.

Na zakończenie krótkiej wizyty jeszcze spotkanie w kręgu i gawęda księdza i żołnierza-oficera w jednej osobie

Na naszej ulubionej od minionych obozów skale.
Przygotowanie trasy wspinaczkowej.

No to w dół!

Wspinacza w górę też była. Taka podstawowa, dla nowicjuszy, czyli „na wędce”. Tylko zdjęć nie ma, a szkoda.

Jeszcze tylko wycieczka do jaskini i starej kopalni.


W każdym razie wszystko odbywa się pod czujną opieką druha Kuratora.
I do domu. Do mamusi.
A jesienią kolejne zbiórki, ćwiczenia, rajdy.

Wreszcie 11 listopada w dniu Święta Niepodległości

warta honorowa i krótki apel przy pomniku Legionistów oraz przy grobie poległego harcerza.
Do zobaczenia przy wspomnieniach z lat 2014-16.